poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział XXVIII

On:

-Przestań unosić się tą cholerną dumą! Lena cię kocha, a ty zachowujesz się jak idiota- wykrzyczał ci w twarz.
Stał jak wmurowany i nie wiedział co się dzieje. Od kiedy Maciek troszczył się o jego dobre stosunki z Leną? O ich miłość? Zawsze próbował ich rozdzielić, bo kochał ją tak samo jak on. Coś tu było nie tak.
-Od kiedy martwisz się moimi kłótniami z Leną? W co ty grasz? Myślisz, że uwierzę w twoją troskę o nas? Przecież chcesz z nią być, kochasz ją … - przerwał ci.
-I dlatego chcę jej szczęścia!- wkurzył się- W końcu do mnie dotarło, że ona nie będzie ze mną szczęśliwa, bo kocha ciebie.
W co on gra? Nie wierzył, że tak nagle wszystko zrozumiał i postanowił usunąć się w cień. Do cholery, okłamał go, że Lena nie żyje, żeby go od niej odseparować! Przez niego nie był przy dziewczynie podczas ciąży, nie miał nawet pojęcia, że zostanie ojcem. Maciek nie mógł tak nagle zrezygnować po tym wszystkim.
-Nie wierzę w twoje dobre intencje- spojrzał wrogo na rywala.
-Boże, jaki z ciebie dupek. Nie wiem- kręcił głową- Nie potrafię zrozumieć co Lena w tobie widzi.
Ostatkami sił powstrzymywał się przed przyłożeniem mu w twarz z całych sił. Już miał wyrzucić Maćka z mieszkania, ale drogę zagrodził mu Piotrek. Patrzył na niego zdziwiony. Czemu go powstrzymuje?
-Odbiło ci? Czemu nie pozwolisz mi go wywalić?!
-Bo on mówi szczerze, a ty węszysz wszędzie podstęp. Kochasz Lenę?- spytał.
-Dobrze wiesz, że tak.
-Chcesz z nią być?
-Tak!
-To rusz dupe Kurek i jedź z Maćkiem do szpitala! Ty i Lena musicie w końcu być razem.
Patrzył zdziwiony na Piotrka. To już nie był Cichy Pit, którego znał. Coś się w nim zmieniło. Uśmiechnął się.
-Widzę, że przebywanie z Igłą dobrze na ciebie wpływa. Już nie jesteś cichy- zaśmiał się.
-Ty też? Igła sam się chwali, że to jego zasługa, weź mu nie wtóruj.
-Dobra nie będę, a teraz wybacz jadę do swojej rodziny- mrugnął do przyjaciela.
Wyszedł razem z Maćkiem z mieszkania Nowakowskiego i pojechał za nim do szpitala. Serce waliło mu jak oszalałe. Miał nadzieję, że w końcu wszystko między nim, a Leną się ułoży, że będą razem wychowywać ich dzieci. Wysiadł z auta i podszedł do Kalandyka, który czekał na niego przy swoim samochodzie.
-Jak przyszedłeś do szpitala ona chciała mi powiedzieć, że wybrała ciebie, ale ty wszystko słyszałeś i nie dałeś jej nic wyjaśnić. Ostrzegam cię Kurek- zaczął wrogo- Kolejnej szansy nie będzie. Jeśli coś spieprzysz i Lenka ucieknie z dziećmi do mnie przyjmę ją z powrotem, bo kocham ją jak wariat. Nie dam ci się do niej nawet zbliżyć, ani do dzieci. Zapamiętaj.
-Tym razem nic nie zepsuje.
Maciek kiwną tylko głową i wszedł z nim do szpitala. Szli w kierunki sali, na której leżała dziewczyna. Przed drzwiami Kalandyk się zatrzymał i spojrzał zrezygnowany na niego. Westchnął i usiadł na krzesełku.
-No idź do niej. Musicie porozmawiać na osobności.
-Dzięki.
Niepewnie uchylił drzwi do sali Wójcikowej. Siedziała na łóżku i trzymała w ramionach ich córeczkę. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. To było jedyne miejsce na świecie, w którym w tym momencie chciał być.
-Lenka- odezwał się cicho gdy podszedł do łóżka dziewczyny.
-Bartek?- spojrzała na niego zdziwiona- Co ty tu robisz? Złożyłeś już pozew o opiekę nad dziećmi i chcesz mi to przekazać?- spytała wrogo- Nigdy nie pozwolę, żebyś odebrał mi dzieci, rozumiesz? Nigdy.
-Lenka to nie tak. Przepraszam za moje słowa. Nigdy nie miałem nawet zamiaru tego robić. Maciek u mnie był.
-Po co?
-Powiedział mi wszystko, chce, żebyśmy w końcu byli razem. Zrozumiał, że się kochamy. Lena wybacz mi po raz kolejny, obiecuję, że już nigdy cię nie skrzywdzę- złożył ręce jak do modlitwy.

Ona:

Co tu się działo? Maciek się usunął? Był u Bartka? Nic z tego nie rozumiała. Kurek stał przed nią i błagał o wybaczenie, a ona nie umiała nic powiedzieć. Wyciągnęła córeczkę w stronę Bartka. Ten szybko zrozumiał o co chodzi i przejął dziewczynkę. Odłożył ją do łóżeczka, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Siatkarz usiadł na krześle obok jej łóżka i wziął ją za rękę. Zagryzła wargę.
-Lenka proszę … -przyjmujący miał błagalny głos.
-Przestań prosić, błagać i pocałuj mnie w końcu.
Na reakcję nie musiała długo czekać. Wziął jej twarz w dłonie i wpił się w jej usta. Wplotła palce w jego włosy i oddała pocałunek. Jej serce znacznie przyspieszyło rytm przez co aparatura, która znajdowała się obok łóżka szybko pikała. Bartek uśmiechnął się i odsunął od niej.
-Chyba sobie to urządzenie pożyczę. Za każdym razem jak będziesz podniecona będę o tym wiedział- zaśmiał się.
-Spadaj Kurek- walnęła go lekko w ramię co spowodowało, że tylko szerzej się uśmiechnął.
Patrzyła na siatkarza i również się uśmiechnęła. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Miała nadzieję, że to nie sen i będzie teraz szczęśliwa z Bartkiem i ich dziećmi. Tylko jedna rzecz nie dawała jej spokoju.
-Bartek ja nie chcę mieszkać we Włoszech. Dzieci powinny wychowywać się tu, w Polsce- zaczęła.
-Wiem kochanie. Może uda mi się od przyszłego sezonu grać w Rzeszowie, przetrzymasz we Włoszech te dwa miesiące?- spytał.
-Na prawdę przeniesiesz się do Resovii?- nie dowierzała.
-Tak.
-Kocham cię.
Kolejny raz tego dnia wpił się w jej usta, ale tym razem na dłużej. Przerwał im płacz synka. Kurek szybko wziął syna na ręce i zaczął kołysać. Chłopczyk momentalnie się uspokoił. Widok takiego wielkoluda z niemowlakiem na rękach bardzo ją rozczulił.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zaryzykowałam- powiedziała.
-Zaryzykowałaś?- zdziwił się.
-Ciąża w moim stanie nie była wskazana. Powiem więcej, lekarze byli pewni, że jej nie donoszę lub umrę w czasie porodu i namawiali mnie na aborcje tak samo jak Maciek, ale ja nie umiałam tego zrobić. Od zawsze marzyłam, że kiedyś będę mamą.
-A ja ojcem, ale nie sądziłem, że to się stanie tak szybko- zaśmiał się- W jednym dniu dowiedziałem się, że żyjesz i że mam dwójkę cudownych dzieci. Lenka, ja muszę za tydzień wrócić do Włoch. Za ile cię wypiszą?
-Za dwa tygodnie.
-Znajdę jakiś lot za dwa i pół tygodnia, żebyś miała czas się przygotować. Przynajmniej będę miał czas, żeby wszystko przygotować na wasz przylot.
Kiwnęła tylko głową. Wszystko o czym marzyła zaczynało się spełniać: ukochany mężczyzna, dzieci. Musiała jednak porozmawiać jeszcze z jedną osobą. Chciała z całego serca podziękować Maćkowi za to co zrobił tym bardziej, że wiedziała, że było to dla niego ciężkie. Zrezygnował z niej dla jej szczęścia. Miała nadzieję, że znajdzie kiedyś miłość, bo zasłużył na to, żeby być szczęśliwym.

Witam was po długiej przerwie. Myślałam, że dam radę ogarnąć szkołę i blogi bez problemu, ale się przeliczyłam. Klasa maturalna na kierunku biol-chem-fiz daje w kość szczególnie jak zdaje się wszystkie te przedmioty na maturze, a także pełni funkcje klasową i nie mam na nic czasu. Jak już znowu znajdzie się czas to nie mam nawet sił nic napisać choć pomysłów mi nie brak.

                              Jest tu jeszcze ktoś? Proszę komentujcie.

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział XXVII

On:

Gdy tylko się obudził przypomniał sobie wydarzenia minionego dnia i mimowolnie się uśmiechnął. Był ojcem. Miał z ukochaną kobietą dwójkę cudownych dzieci, a ona w końcu zgodziła się do niego wrócić.
Wstał, zjadł śniadanie i jak najszybciej udał się do szpitala. Wiedział, że czeka go ciężka przeprawa z Maćkiem, ale był na to gotowy. Dla Leny i dzieci był gotowy na wszystko.
Znalazł odpowiednią salę i wszedł do niej tak, że nikt go nie słyszał. Maciek siedział koło łóżka Leny i trzymał ją za rękę, a w nim zawrzało. Był zazdrosny.
-Lena zacząłem już wszystko załatwiać. Jak tylko wyjdziesz ze szpitala wyjedziemy, a Kurek więcej nas nie znajdzie- powiedział Maciek pewny siebie.
-Co?!- nie wytrzymał.
Wszedł do sali i zamknął za sobą drzwi. Lena z przerażeniem patrzyła na niego. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze wczoraj mówiła mu, że z nim wyjedzie, że chce z nim być, a teraz ustalała z Maćkiem gdzie przed nim uciekną.
-Bartek to nie tak jak myślisz- zaczęła niepewnie.
-Nie tak jak myślę?! A niby jak?! Chcesz uciec przede mną razem z dziećmi! Nigdy by ci się to nie udało rozumiesz?! Nigdy! Poruszyłbym niebo i zimie, żeby was znaleźć!
-Bartek przestań krzyczeć i wysłuchaj mnie- prosiła.
-Nie Lena. Nie mam zamiaru cię już słuchać. Nie pozwolę ci odebrać mi dzieci. Pójdę do adwokata i wystąpię o prawo do opieki nad nimi.
Po tych słowach wyszedł z sali dziewczyny. Nie rozumiał czemu go tak oszukała, czemu wmówiła mu, że z nim wyjedzie jak zamierzała uciec z Maćkiem i jego dziećmi. Wybiegł ze szpitala i pojechał do Piotrka.
-Bartek?- zdziwił się środkowy- Myślałem, że cały dzień spędzisz dziś u Leny i dzieci.
-Nie mów mi o niej- wszedł do środka- Podsłuchałem jej rozmowę z Maćkiem. Ona chciała wyjechać z nim i moimi dziećmi!
-Co ty gadasz?- zdziwił się- Jesteś tego pewien?
-Słyszałem ich rozmowę.
-I co zamierzasz?
-Nie wiem- westchnął- Byłem tak zdenerwowany, że zagroziłem jej, że odbiorę jej dzieci.
-Co zrobiłeś?!- Nowakowski nie wytrzymał- Bartek oszalałeś?! I tak zamierzasz ją odzyskać? Zastraszając ją?
-Wiesz, że tego nie zrobię. Byłem zdenerwowany, nie wiedziałem co mówię.
-Bartek słuchaj ja muszę lecieć na trening. Jak chcesz to tu zostań, wrócę za jakieś dwie godziny.
-Dobra, cześć.

Ona:

Gdy Bartek wybiegł z jej sali nie wiedziała co ma robić. Po jej policzkach mimowolnie poleciały łzy. On nie może jej tego zrobić, nie może odebrać jej dzieci. Nie pozwoli mu na to. Spojrzała na Maćka, który siedział wpatrzony w jeden punkt i się nie odzywał.
-Maciek?- spytała niepewnie, a chłopak westchną.
-Oj Lenka, Lenka. Znów mi to robisz. Kochasz go?
-Tak, ale … -przerwał jej.
-Tak myślałem. Podejrzewałem, że nie wytrzymasz długo bez niego, szczególnie teraz gdy się dowiedział, że urodziłaś jego dzieci.
W tym momencie zapadła niezręczna cisza. Nie miała pojęcia co ma powiedzieć, co zrobić. Teraz gdy Bartek usłyszał ich rozmowę, podczas której miała zamiar powiadomić Maćka o swojej decyzji wszystko się zmieniło.
Kurek myślał, że go okłamała, że wmawiała mu, że z nim wyjedzie do Włoch, a tak naprawdę planowała uciec z Maćkiem. Bała się, że siatkarz spełni swoją groźbę i będzie chciał odebrać jej dzieci. Tego by nie przeżyła.
-Lena- głos Maćka wyrwał ją z zamyślenia.
-Tak?
-Co zamierzasz?
-Nie wiem- westchnęła- Wczoraj ustaliłam z Bartkiem, że wyjadę z nim do Włoch. Chciałam ci to dziś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo usłyszał naszą rozmowę. Jeszcze ta groźba. Nie chce, żeby odebrał mi dzieci.
-Nie odbierze. Nie dopuszczę do tego.
-Co chcesz zrobić?- zdziwiła się.
-To teraz nie ważne. Musisz odpoczywać. Po prostu mi zaufaj- pocałował ją w czoło i opuścił jej salę.

Maciek:

To wszystko zaszło za daleko. W końcu nie niego dotarło, że Lena już go nie pokocha, że jej jedyną miłością jest Bartek. Jeśli ją kochał, a kochał, musiał pozwolić jej odejść. Chciał, żeby dziewczyna była szczęśliwa.
Musiał jakoś znaleźć Kurka i wszystko mu wytłumaczyć. Jedyne miejsce jakie przychodziło mu do głowy to podpromie, więc od razu się tam udał. Resovia akurat miała trening. Usiadł na trybunach i poczekał do końca. Od razu rozpoznał siatkarza, który odciągnął go od sali Leny w szpitalu. Postanowił zaczekać na niego pod szatnią.
-Dzień dobry- zaczął jak zobaczył sportowca.
-Dzień dobry- widać było, że mocno zdziwił się jego wizytą.
-Chciałbym porozmawiać z tobą o Bartku i Lenie.
-A o czym ty chcesz rozmawiać?- prychnął- O tym jak zamierzasz uciec z nią i z dziećmi Bartka? Naprawdę nie rozumiesz, że oni powinni być razem? Że się kochają?
-W końcu to pojąłem. Chce wyjaśnić Kurkowi rozmowę, którą podsłuchał.
-A co tu wyjaśniać? Chciałeś ją wywieźć daleko od Bartka, a ona się na to zgodziła. Chcieliście odseparować go od dzieci.
-Ja chciałem. Lena chciała z nim wyjechać. Miała zamiar mi o tym powiedzieć, ale nie zdążyła, bo Bartek podsłuchał naszą rozmowę. Ona go kocha, a ja chcę jej szczęścia, nawet jeśli będę musiał oddać ją Kurkowi. Proszę, zabierz mnie do niego. Muszę mu to wszystko wytłumaczyć.
-Jedziemy- zakomunikował siatkarz.

On:

Siedział w mieszkaniu Pita i zastanawiał się co robić. Ta cała sytuacja zaczynała go przerastać. Kiedy w końcu myślał, że ułoży sobie życie z Leną i dziećmi okazało się, że to wszystko kłamstwo, a ona chce od niego uciec.
-Bartek!- Nowakowski wrócił.
-Tu jestem!- zawołał.
-Masz gościa- do salonu wszedł Piotrek, a zaraz za nim Maciek.
-Co ty tu robisz?!- zerwał się- Masz zamiar mnie zmusić, żebym odczepił się od Leny i moich dzieci?! A może chce opowiadać jacy to jesteście szczęśliwi?!
-Nie.
-Nie? To wynoś się stąd i nie wracaj, nie mam zamiaru cię oglądać.
-Przestań unosić się tą cholerną dumą! Lena cię kocha, a ty zachowujesz się jak idiota- wykrzyczał mi w twarz.



Witajcie po długiej przerwie, której nie planowałam. Strasznie jestem na siebie zła, że przez tak długi czas nie dodawałam rozdziału. Nie sądziłam, że w drugiej klasie liceum jest aż tyle nauki. Nie miałam w ogóle czasu, a jak go już znalazłam to nie miałam pojęcia no napisać. Nie chcę się przed wami tłumaczyć, bo to nie ma sensu. Chcę was tylko przeprosić. 
Mam nadzieję, że został tu ktoś jeszcze. Proszę pokażcie mi, że mam jeszcze dla kogo pisać.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział XXVI

Ona:

Gdy Bartek wyszedł z jej sali bardzo chciała za nim pobiec. Przez tak długi czas go nie widziała, że jak zobaczyła go w drzwiach jej serce zaczęło szybko bić.
Miała nadzieję, że kiedyś pokocha Maćka, ale po konfrontacji z Kurkiem zdała sobie sprawę, że to jej się nie uda. Z Bartkiem łączyły ją dwie małe istoty, które zasługiwały na pełną rodzinę, zasługiwały, żeby mieć przy sobie oboje rodziców.
-Dobrze, że już poszedł- Maciek ją przytulił- Obiecuję, że zrobię wszystko, by zniknął z naszego życia- zapewnił.
-Maciuś dzieci mają prawo widywać się z ojcem.
-Nie. Po tym co ci zrobił nie ma do nich żadnych praw, ani do ciebie.
Wiedziała, że nie przekona Maćka do zmiany zdania. Musiała mu jednak wyznać co czuje nawet jeśli by to miało go zranić, bo czuła, że oni nie będą razem szczęśliwi, że szczęście będzie mogła znaleźć tylko przy Bartku.
-Lenka musimy zniknąć- powiedział Kalandyk.
-Co?
-Musimy stąd wyjechać gdzieś, gdzie Kurek nas nie znajdzie.
-Ale Maciek tu masz pracę- zauważyła- I gdzie byś chciał wyjechać?
-Pracę znajdę nową. Wyjedziemy gdzieś daleko, może nad morze. Tam nas nie znajdzie.
Nie wiedziała co ma powiedzieć. Była pewna, że nie wyjedzie, ale nie chciała zranić Maćka. Postanowiła na razie nic nie odpowiadać. I tak musiała leżeć przez jakiś czas w szpitalu po cesarskim cięciu.
-Porozmawiamy jak wyjdę z dziećmi ze szpitala.
-Okej. Wtedy wszystko ustalimy- zgodził się.
Chłopak siedział u niej i dzieci do końca czasu odwiedzin. Miała nadzieję, że wyjdzie wcześniej i Bartek do niej przyjdzie, ale nie udało się. Niedługo po wyjściu Maćka ktoś wszedł do jej sali.
-Bartek?- zdziwiła się- Co ty tu robisz?
-Udało mi się przebłagać pielęgniarkę, żeby mnie wpuściła na chwilę. Lenka musiałem z tobą porozmawiać. Wcześniej przerwał nam Maciek i nie zdążyłaś odpowiedzieć. Wrócisz do mnie?- spytał z nadzieją- Kocham cię i nasze dzieci, będę dobrym ojcem. Tylko daj nam drugą szansę. Proszę.
-Kocham cię- powiedziała- Chce z tobą być, chce wychowywać z tobą nasze dzieci … -Kurek zamknął jej usta pocałunkiem.
Gdy go całowała czuła motylki w brzuchu. Czuła się szczęśliwa, czuła, ze jej miejsce jest u jego boku. Wiedziała, że będzie walczyć o ich związek. Gdy oderwali się od siebie z jej twarzy nie schodził uśmiech.
-Mogę potrzymać dzieci?- spytał.
-Tak.
Kurek wziął na ręce najpierw córeczkę, a potem synka. Widziała, że bardzo się cieszy z faktu, że jest ojcem i może zajmować się dziećmi. Ona czuła się szczęśliwa gdy miała obok jego i bliźniaki.
-Lenka- z zamyślenia wyrwał ją głos Bartka.
-Tak?
-Wyjedź ze mną i dziećmi do Włoch- poprosił.
Zupełnie ją tym zaskoczył. Chciała z nim wyjechać, bardzo chciała, ale nie wiedziała ile czasu będzie musiała spędzić w szpitalu, a po wyjściu Maciek mógł jej nie puścić. Westchnęła i odwróciła wzrok.
-Lenka?- Kurek usiadł na jej łóżku i zmusił ją by na niego spojrzała- Zrobiłem coś nie tak?
-Nie. Po prostu po cesarce muszę zostać w szpitalu.
-To jak wyjdziesz to przylecisz z dziećmi. Ja do tego czasu postaram się przygotować wszystko na wasz przyjazd.
-Maciek nie da mi odejść- szepnęła.
Widziała, że siatkarz się zdenerwował. Wstał i zacisnął dłonie w pięści. Wziął kilka głębszych wdechów i dopiero po nich się trochę rozluźnił.
-On nie ma tu nic do gadania. Nie może cię zmusić do tego, żebyś z nim została. Nie kochasz go i powinien w końcu to zrozumieć.
-Nie chcę go zranić. Tyle dla mnie zrobił i mnie kocha.
-Skoro cię kocha powinien pozwolić ci odejść. Wyjedziesz ze mną?

On:

Czekał na odpowiedź jak na wyrok. Lena musiała się zgodzić. Musiała wyjechać z nim i z dziećmi do Włoch. Nie umiał by tam normalnie żyć wiedząc, że w Polsce czeka na niego ukochana kobieta i dwójka dzieci.
-Wyjedziesz?- powtórzył pytanie.
-Tak.
Nie umiał opisać swojego szczęścia. Przytulił i pocałował Lenke, a potem dzieci. Gdy spojrzał znów na dziewczynę uśmiechała się.
-Wyjedziemy jak tylko wyjdziesz ze szpitala- zarządził- Kiedy masz wyjść?
-Nie wiem- westchnęła- Muszą mnie zostawić na obserwacji ze względu na serce. Ile zostajesz w Polsce?
-Tydzień. Potem muszę wrócić do klubu. Powiesz mi jak będziesz wiedziała kiedy cię wypiszą. Wezmę wolne w klubie i przylecę po was.
-Zgoda.
Został jeszcze chwilę, a potem musiał iść, bo nie udało mu się więcej przebłagać pielęgniarki. Od razu skierował się do mieszkania Piotrka, który już dziś wyszedł ze szpitala. Usiedli razem w salonie.
-Chłopie normalnie emanujesz szczęściem- zauważył środkowy.
-Mam powody.
-Rozwiń to.
-Lena zgodziła się do mnie wrócić i wyjechać z dziećmi do Włoch!
-W końcu się pogodziliście.
Przegadał z Nowakowskim ze dwie godziny. Starał się już zaplanować wszystko na przyjazd Leny i dzieci. Uznał, że ma za małe mieszkanie, ale do końca kontraktu nie zostało mu już dużo czasu. Chciał wrócić do Polski na kolejne sezony.
-Piotrek?
-Hmm?- Pit wziął łyk wody.
-Nie wiesz czy u was w Resovii będą szukać nowego przyjmującego?
Nowakowski wypluł całą zawartość ust na stolik i zaczął kaszleć. Klepnął go parę razy po plecach. Gdy w końcu środkowy mógł normalnie mówić spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-Chcesz się przenieść do Rzeszowa?
-Tak.
-Wkręcasz mnie?
-Nie! Lena stąd pochodzi. Nie chcę by musiała tyle dla mnie poświęcać. Resovia to dobry klub, na dobrym poziomie. Jak mi się skończy kontrakt w Maceracie chcę się tu przenieść.
-W końcu jakaś mądra decyzja!
Zaśmiał się i napił się wody. Przeprowadzka do Rzeszowa wydawała się dla niego najlepszym wyjściem. Lena byłaby szczęśliwa, że może nadal tu mieszkać, on miałby obok najlepszego przyjaciela. Czuł, że to jest dobra decyzja jednak wszystko zależało od władz klubu. Jeśli nie będą go chcieli cały plan legnie w gruzach.


Przepraszam. To chyba jedyne co mogę napisać. Po rozpoczęciu roku szkolnego jakoś straciłam wenę, nie umiałam napisać zbyt dużo i na dodatek zwaliło się na mnie parę spraw. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i dalej będziecie czytać to opowiadanie.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

środa, 10 września 2014

Rozdział XXV

On:

Stał chwilę w bezruchu. W końcu gdy pierwszy szok minął przyszła wściekłość. Nie na Lenę choć ukryła przed nim swoją ciążę, ale na Maćka, który wmówił mu, że dziewczyna nie żyje. Musiał też przekonać jakoś pielęgniarkę, by go okłamała.
Zacisnął dłonie w pięści i zrobił to na co miał od dawna ochotę. Podszedł do Maćka, odwrócił go twarzą do siebie i nie zważając na jego przestraszoną minę uderzył go najmocniej jak umiał z pięści w twarz.
-Ty kretynie!- wydarł się- Jak mogłeś?! Nie dość, że Lena żyje to jeszcze urodziła moje dzieci! Miałem prawo wiedzieć, być przy niej!
-Nie!- Kalandyk od razu zaprotestował- Nie masz ani do niej, ani do dzieci żadnych praw! Lena jest moją narzeczoną i zamierzam uznać jej dzieci, a niedługo się z nią ożenię.
-Nie będzie żadnego ślubu! Dzieci też ci nie oddam! To ja jestem ich ojcem!
-Ale to ja byłem przy Lenie przez całą ciążę, to ja chodziłem z nią do lekarzy, opiekowałem się nią, wspierałem, załatwiałem wizyty u specjalistów. Te dzieci są bardziej moje niż twoje- powiedział pewnie chłopak.
Po tym stwierdzeniu już nie wytrzymał. Zamachnął się i znów uderzył Maćka. Chłopak zerwał się i chciał mu oddać, ale bez problemu złapał jego rękę i wykręcił do tyłu.
-Odzyskam Lenę i dzieci- warknął- Zapamiętaj to sobie.
-Nawet nie wiesz jak mają na imię, nie znasz płci.
-Dowiem się wszystkiego.
Puścił Kalandyka i pośpiesznym krokiem wrócił do sali Nowakowskiego. Środkowy zdziwił się na jego widok.
Dopiero teraz zaczynało to wszystko naprawdę do niego docierać. Nie stracił Leny, nadal żyła. Miał szansę ją odzyskać. Kolejna myśl sprawiła, że zalała go fala ciepła, nieopisanej miłości i czułości. Był ojcem. Miał z ukochaną kobietą dwójkę dzieci. Musiał się o nich wszystkiego dowiedzieć.
-Jestem ojcem- wypalił.
-A ja Świętym Mikołajem- zadrwił Pit- Kurek co ci bije?
-Ja mówię poważnie! Ta dziewczyna z chorym sercem, o której mówił lekarz to Lena! Ona żyje i dziś urodziła moje dzieci!
-Pierdolisz- Piotrek aż wstał.
-Tylko znów mam Maćka na drodze. Ubzdurał sobie, że uzna dzieci moje i Leny- podkreślił słowo „moje”.
-Nie ma prawa. Wiesz, że to twoje dzieci, więc ojciec jest znany i przede wszystkich chcesz je.
-A co jeśli Lena tego nie potwierdzi?
-Są badania DNA, nie przejmują się. A widziałeś ją?
-Nie. Ani jej, ani dzieci- usiadł na krześle- Muszę się jakoś do nich dostać, ale pewnie Maciek będzie ich pilnował.
-Pomogę ci i mam plan- uśmiechnął się środkowy.
Wysłuchał pomysłu Nowakowskiego, który bardzo mu się spodobał i musiał się udać. Zabandażował Piotrkowi oczy i wyprowadził na korytarz. W końcu znalazł Kalandyka, który rozmawiał z lekarzem. Gdy doktor się oddalił popchnął środkowego na Maćka.
-Przepraszam- Pit zaczął odgrywać swoją rolę.
-Nie ma za co- Kalandyk pomógł mu złapać równowagę.
-Pomoże mi pan dostać się do sali? Nic nie widzę i nie mogę trafić.
-Oczywiście.
Gdy Nowakowski razem z Maćkiem oddalili się szybko wszedł do sali pod którą stał Kalandyk z lekarzem.
Na łóżku leżała Lena i trzymała dziecko, drugie leżało w łóżeczku postawionym obok. Nie umiał powstrzymać łez wzruszenia.
-Lenka- szepnął.
Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na niego z przerażeniem. Zbliżył się i spojrzał na trzymane przez nią dziecko. Chłopiec. Zajrzał do łóżeczka. Dziewczynka. Uśmiechnął się i wrócił wzrokiem do Leny.
-Kochanie … -przerwała mu.
-Nie mów tak do mnie. Co ty tu robisz?
-Przyjechałem do Piotrka, bo ma kontuzję i na szczęście dowiedziałem się przez przypadek o tobie, o tym, że żyjesz, że urodziłaś nasze dzieci.
-One nie są … -tym razem on jej przerwał.
-Nie próbuj mi wmówić, że nie są moje, bo wiem, że to kłamstwo.
-No dobrze są twoje, ale nie chcę, żebyś uczestniczył w ich życiu. Będę je wychowywała z Maćkiem. Proszę wyjedź i zapomnij o mnie, o dzieciach.
-Czy ty się słyszysz?!- nie wytrzymał- Jak mam o was zapomnieć? Lena kocham cię i kocham nasze dzieci.
-Proszę przestań kłamać- po policzkach dziewczyny poleciały łzy.
-Ja nie kłamię. Kocham cię- usiadł na jej łóżku i spojrzał jej w oczy- Spójrz na mnie- poprosił, a ona to zrobiła- Przyznaję, że na początku chciałem mieć przy sobie serce Natalii, ale to szybko zeszło na drugi plan, stało się nie ważne, bo się w tobie zakochałem. Nie powiedziałem ci sam prawdy, bo bałem się, że mnie zostawisz. Wariowałem bez ciebie, omal nie oszalałem jak Maciek mi powiedział, że nie żyjesz, nie umiałem w to uwierzyć. Gdy dziś się dowiedziałem, że żyjesz i urodziłaś nasze dzieci … bałem się, że to tylko sen, że zaraz się obudzę i wrócę do rzeczywistości, ale to prawda. Jesteś tu, trzymasz na rękach naszego synka, tam leży nasza córeczka. Lenka to owoce naszej miłości. Pozwól mi być przy tobie i każdego dnia udowadniać ci jak bardzo cię kocham.
Widział, że dziewczyna nie wie co ma powiedzieć. Starł słoną ciesz z jej policzków i delikatnie pocałował ją w usta. Gdy się odsunął Lena miała zamknięte oczy.
-Wybrałaś imiona?- spytał.
-Tak.
-Powiesz mi jakie?
-Dla dziewczynki Liliana Sandra, a dla chłopca Natan Bartosz.
-Piękne. Lenka nadal możemy stworzyć pełną, szczęśliwą rodzinę. Wystarczy, że powiesz słowo.
-Bartek ja jestem narzeczoną Maćka.
-Wiem, że mnie kochasz. Czuję to. Twój związek z Maćkiem nie przetrwa, bo nic do niego nie czujesz.
Lena otworzyła oczy. Patrzyła na niego jakby starała się odczytać czy mówi prawdę. Miał nadzieję, że dziewczyna zrozumie jak bardzo jest dla niego ważna. Ona i ich dzieci. Oczy Leny napełniły się łzami.
-Kochanie wróć do mnie- poprosił.
Milczała. Widział, że się waha i to dało mu nadzieję. Nadal mimo tego, że ją okłamał kochała go. Położył dłoń na główce synka. Lena spojrzała na chłopca, a później znów na niego. Zagryzła wargę.
-Lenka?
-Bartek ja … -zaczęła, ale przerwała gdy ktoś wszedł do sali.
-Co to ma znaczyć?!- usłyszał głos Maćka- Wynoś się stąd!
-Nie masz prawa mnie wyganiać- wstał i odwrócił się do chłopaka- Tu są moje dzieci i mam prawo być przy nich.
-Nie masz prawa! Wyjdź!
Uznał, że nie będzie się kłócił przy dzieciach i podszedł do drzwi. Przed wyjściem spojrzał na Lenę, a ona patrzyła na niego. Uśmiechnął się lekko i opuścił salę. Gdyby nie Maciek możliwe, że Lenka by do niego wróciła, ale już się łamała, a to utwierdziło go tylko w postanowieniu, że z niej nie zrezygnuje.
 
Jest i kolejny rozdział, mam nadzieję, że wam się podoba. Ja teraz lecę oglądać mecz i kibicować ;)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział XXIV

Ona:

Maciek klęczał przed nią, a ona nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Jak mogła przyjąć jego oświadczyny wiedząc, że niedługo może umrzeć? Kalandyk nie dopuszczał do siebie tej myśli, ale ona tak. Wiedziała co ryzykuje postanawiając urodzić dzieci.
Jej podświadomość mówiła jej, że tylko wymyśla powody, żeby nie przyjąć Maćka, bo dalej kocha Kurka. Musiała się z niego wyleczyć.
-Tak- szepnęła.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę- chłopak założył jej pierścionek na palec i pocałował ją delikatnie w usta.
Spędzili razem resztę dnia oglądając filmy, rozmawiając, śmiejąc się. Tu było jej miejsce choć nie umiała tego zaakceptować. Cały czas zastanawiała by się co by było gdyby Kurek wiedział, że żyje i spodziewa się jego dzieci.
Położyła rękę na brzuchu. Powinna wybrać imiona dla dzieci, bo później może już nie mieć okazji.
-Maciek?
-Tak?- uśmiechnął się.
-Jakie imiona dla chłopca ci się podobają?- spytała.
-Hmmm … -zastanawiał się chwilę- Dla chłopca Natan lub Milan.
-Natan- powtórzyła- Podoba mi się, ale na drugie chcę by miał Bartosz.
-Lena- westchnął- On na to nie zasługuje.
-Wiem, ale to moja decyzja. Chłopiec będzie Natan Bartosz. A jakie imiona dla dziewczynki ci się podobają?
-Cóż może … Róża?
-Nie- zamyśliła się na chwilę- Ale jak idziesz w stronę kwiatów to może Liliana?
-Śliczne- uśmiechnął się- A na drugie Lena po mamusi?- zaśmiał się.
-Nie- też się zaśmiała- Na drugie Sandra po chrzestnej. Dawno z nią nie rozmawiałam. Ostatni raz zaraz po przeszczepie w szpitalu. Marna ze mnie przyjaciółka.
-Nie mów tak. Dużo się działo w twoim życiu, a Sandra to zrozumie.
-Mam nadzieję. Zostaniesz chrzestnym Lilki?
-Lenka … -zawahał się- Miałem nadzieję, że nie.
-Co?- zdziwiła się.
-Kochanie skoro mamy się pobrać chcę uznać dzieci w świetle prawa.
Tym ją zaskoczył. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć, wiedziała tylko, że dzieci muszą mieć ojca, a Maciek im go bardzo dobrze zastąpi. Kiwnęła lekko głową, a Kalandyk ją przytulił.

Dwa tygodnie później:

Leżała w szpitalu. Jeszcze tego dnia miała przejść cesarskie cięcie. Dziś albo umrze, albo będzie żyła i wychowywała dzieci razem z Maćkiem.
-Dzień dobry- do jej pokoju weszła pielęgniarka- Mam panią przygotować.
Nie ufała w tym momencie swojemu głosowi, więc kiwnęła tylko głową. Strasznie się denerwowała.

On:

Od śmierci Leny minęło nie całe dziewięć miesięcy, a on nadal nie potrafił się z tym pogodzić. Ivan wiele razy mówił mu, że musi zapomnieć i ułożyć sobie życie, ale nie chciał tego słuchać. W jego serce była Lenka.
Ile by dał, żeby żyła i razem z nim mieszkała we Włoszech. Najgorsza była myśl, że to przez niego nie żyje, że to jego wina, że odeszła.
-Bartek!- usłyszał wołanie atakującego.
Przez to wszystko nie usłyszał nawet jak Ivan dobijał się do jego drzwi. Szybko poszedł otworzyć. Usiadł z kolegą w salonie.
-Jak wykorzystasz ten tydzień wolnego?- spytał atakujący.
-Jeszcze dziś lecę do Rzeszowa. Pit doznał jakiejś kontuzji i jest w szpitalu na badaniach. Chcę się z im spotkać.
-To ten sam szpital w którym … -przerwał mu.
-Tak. W tym szpitalu Lena umarła.
-Dasz radę?
-Tak. Minęło już trochę czasu, trzeba zapomnieć- skłamał.
-Nie wierzę ci.
Posiedzieli jeszcze chwilę, a potem gdy Ivan opuścił jego mieszkanie wziął bagaż i pojechał na lotnisko.
W szpitalu pielęgniarka podała mu numer sali, w której leżał Nowakowski. Gdy tam wszedł lekarz akurat u niego był.
-Siema Pit- przywitał się.
-Cześć Bartek. Fajnie cię widzieć.
-Ciebie też tylko szkoda, że w szpitalu. Co ci jest?
-Nic takiego. Już dziś będę mógł stąd wyjść, dwa dni odpoczynku i wracam do treningów.
-Dobrze to słyszeć.
-Panie doktorze- do sali weszła pielęgniarka- Pacjentka ze 110 jest gotowa do cesarki.
-Już idę. Czeka mnie teraz ciężkie zadanie- westchnął.
-Czemu?- zdziwiłem się- Myślałem, że cesarka to łatwy zabieg.
-Nie w tym przypadku- westchnął- Ta dziewczyna ma termin za dwa tygodnie, a my jeśli chcemy ratować jej życie musimy już teraz wyciągnąć dzieci.
-Ratować życie?- zdziwił się środkowy- Co jej jest?
-Nie powinienem o tym rozmawiać- odpowiedział lekarz.
-Panie doktorze zaciekawił nas pan. Niech pan powie przecież i tak nic nie wiemy o tej dziewczynie. Komu mielibyśmy powiedzieć?- nalegał Piotrek.
-No dobrze. Ta dziewczyna miała przeszczep serca. Ta ciąża była dla niej bardzo niebezpieczna, ale uparła się, że urodzi dzieci, bo to bliźnięta. Porodu na pewno by nie przeżyła, bo serce by nie wytrzymało, więc jedyny ratunek to cesarka. Przepraszam, ale muszę iść się przygotować.
Nie umiał wypowiedzieć słowa. Ta dziewczyna po przeszczepie przypomniała mu o Lenie. Powstrzymał łzy i usiadł koło łóżka przyjaciela. Długo rozmawiali aż w końcu uznał, że się zasiedział. Pożegnał się z Pitem i wyszedł.
Na korytarzu zauważył Maćka. Chłopak siedział na krześle, łokcie podpierał na kolanach. Widać było, że jest bardzo zdenerwowany. Chciał do niego podejść, ale w tym momencie z sali wyszedł lekarz.
-Co z Leną?- Kalandyk poderwał się i zapytał, a on zamarł.
-Było ciężko, ale dzieci są zdrowe na szczęście. Pani Wójcik przeżyła. Zostanie teraz odwieziona na salę. Będzie musiała zostać na obserwacji jakieś dwa tygodnie.
-Boże całe szczęście- Maćkowi ulżyło- Mogę ją zobaczyć?
-Dopiero jak przewieziemy ją na salę.
-A dzieci?
-Zaraz będziesz mógł je zobaczyć.
-Dziękuję.
Stał i nie umiał się poruszyć. Dopiero teraz zaczynało do niego docierać to co się tu działo. Maciek go okłamał, Lena żyła. I urodziła dzieci! Szybko przeanalizował to co powiedział lekarz. Lena miała termin dopiero za dwa tygodnie. Boże drogi … To musiały być jego dzieci! Nie mógł w to wszystko uwierzyć.

Ostatnio mam dużo pomysłów na tego bloga. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział XXIII

On:

Pielęgniarka patrzyła na niego niepewnie, jakby się wahała. Nie rozumiał co się dzieje. Po chwili kobieta wyprostowała się i wzięła głęboki oddech.
-Pani Wójcik nie żyje jak zapewne pan wie.
-Tak wiem, ale chciałbym ją zobaczyć ostatni raz- nalegał.
-Nie mogę na to pozwolić. Proszę opuścić szpital.
Na początku chciał się kłócić, ale uznał, że to i tak nic nie da. Wyszedł przed budynek. Nawet nie zauważył jak zaczął płakać. Znów stracił kobietę, którą kochał tyle, że tym razem było gorzej. Umarła przez niego.
Pojechał do hotelu i sprawdził loty do Włoch. Najbliższy był następnego dnia po południu. Musiał wrócić do Włoch choć bardzo chciał zostać w Polsce. Miał wrażenie, że coś jest nie tak, że nie wie wszystkiego.
Czemu pielęgniarka pytała jak się nazywa? Czemu Maciek spędzał tyle czasu w szpitalu chociaż Lena nie żyła?
A może ma paranoję? Pewnie przez to wszystko zaczął wariować. Pokręcił głową i wrzucił wszystkie rzeczy do walizki. Musi się nauczyć żyć bez Leny choć wydawało się to cholernie trudne.

Maciek:

Gdy tylko wszedł do szpitala podeszła do niego jedna z pielęgniarek. Od razu ją rozpoznał i pocałował w policzek na przywitanie.
-Cześć Kalina.
-Cześć Maciek. Był tutaj wczoraj ten Kurek, o którym mi mówiłeś- zaczęła.
-Czego chciał?- spytał choć dobrze wiedział.
-Zobaczyć Lenę.
-Powiedziałaś mu to o co cię prosiłem?
-Tak- westchnęła.
-Dzięki.
-Zrobiła to ze względu na Lenę. Jej stan jest ciężki, każde zdenerwowanie jej może skończyć się tragicznie, a ty mówiłeś, że to przez niego miała ten atak.
-Tak. Bardzo ją skrzywdził. Nienawidzi go, jakby go zobaczyła bardzo by się zdenerwowała.
-Myślę, że się tu już nie pojawi. Muszę wracać do pracy.
-Jasne. Jeszcze raz dziękuję. Idę do Leny.
Pożegnał się z koleżanką i udał do sali przyjaciółki. Kalinę poznał w liceum, byli w jednej klasie. Wczoraj przed wyjściem ze szpitala poprosił ją, żeby powiedziała Kurkowi, o ile się pojawi, że Lena nie żyje. Miał nadzieję, że jak usłyszy to od pielęgniarki przestanie przyjeżdżać i w końcu zapomni o dziewczynie.

Ona:

Leżała i patrzyła w sufit. Nienawidziła szpitali, ale wiedziała, że będzie tu teraz częstym gościem o ile w ogóle jeszcze stąd wyjdzie. Najważniejsze było dla niej dziecko i zrobiłaby dla niego wszystko.
-Cześć Lenka- z zamyślenia wyrwał ją głos przyjaciela.
-Maciek- uśmiechnęła się lekko- Cieszę się, że jesteś.
-Lena ja … muszę ci coś powiedzieć- usiadł obok jej łóżka.
-Co się stało?- zaniepokoiła się.
-Zrobiłem coś bez konsultacji z tobą chociaż powinienem zapytać cię o zdanie.
-Powiesz w końcu?
-Kurek tu był.
-Co?- ledwo było ją słychać- Czego chciał?
-A czy to nie oczywiste? Chciał cię zobaczyć, a ja go okłamałem. Uznałem, że tak będzie najlepiej dla ciebie.
-Co mu powiedziałeś?- musiała wiedzieć.
-Że nie żyjesz.
Maciek spojrzał na nią niepewnie. Nie umiała nic powiedzieć. Najpierw chciała nawrzeszczeć na chłopaka, ale się powstrzymała. Wiedziała, że zrobił to dla jej dobra. Wzięła głęboki oddech.
-Maciek dobrze zrobiłeś- szepnęła.
-Naprawdę?
-Tak. Dla niego jestem martwa, więc nie będzie mnie nękał i nie dowie się o dziecku, a na tym mi najbardziej zależy.

Kilka miesięcy później:

Siedziała w mieszkaniu Maćka i trzymała rękę na brzuchu. Po wyjściu ze szpitala chłopak zaproponował jej, żeby się do niego wprowadziła. Mówił, że będzie jej pomagał we wszystkim, a ona uległa.
Już od dawna wiedziała, że będzie miała bliźnięta, chłopca i dziewczynkę. Chciała znać płeć, bo możliwe, że zaraz po porodzie umrze. Maciek po tej wiadomości bał się, że nie uda jej się donosić bliźniąt. Jednak była już prawie w dziewiątym miesiącu i czuła się dobrze.
Co dwa tygodnie musiała jeździć do szpitala. Lekarze starali się zrobić wszystko by utrzymać przy życiu ją i dzieci. Postanowili przeprowadzić cesarskie cięcie dwa tygodnie przed terminem porodu. Mieli nadzieję, że to ją uratuję.
-Wróciłem!- usłyszała głos Maćka.
-Cześć- uśmiechnęła się.
Podszedł i pocałował ją delikatnie w usta. Dwa miesiące temu postanowili spróbować być razem. Na początku wahała się, ale Kalandyk w końcu ją przekonał. Myślała, że dzięki temu zapomni o Kurku, ale niestety nic nie działało. Wciąż go kochała choć dla niego była martwa.
-Lenka rozmawiałem dziś z lekarzem. Za tydzień będziesz musiała pojechać do szpitala i zostać tam aż do cesarki. Chcą zrobić wszystkie badania i mieć cię pod stałą kontrolą.
-Rozumiem- kiwnęła głową.
-Też tam będę.
Maciek dostał pracę w szpitalu pół roku temu. Podczas każdej wizyty był przy niej, do ginekologa też z nią jeździł. Zapewniał ją, że będzie traktował dzieci jak swoje własne, a ona mu wierzyła.
-Kochanie- usiadł obok niej- Chciałbym porozmawiać z tobą o czymś dla mnie bardzo ważnym.
-O czym?
-O naszej przyszłości.
-Maciek wiesz, że ja mogę umrzeć podczas … -przerwał jej.
-Nie dopuszczam do siebie tej myśli. Będziesz żyła i razem ze mną wychowywała dzieci. Dlatego pomyślałem, że po tym jak wyjdziesz ze szpitala z dziećmi powinniśmy się pobrać.
Tym zupełnie ją zaskoczył. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Wiedziała, że jeśli przeżyje poród prędzej czy później się to stanie, ale nie była przygotowana na to, że Maciek już dziś zaproponuje małżeństwo.
Cały czas w sercu miała Bartka i choć bardzo się starała nie umiała go stamtąd wyrzucić. Mimo wszystko nadal go kochała. Patrzyła na Maćka. Ten wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko w kształcie serca, przyklęknął przed nią i je otworzył.
-Lenka zostaniesz moją żoną?- spytał Kalandyk.

Witajcie :) Jak widzicie trochę przyśpieszyłam akcję. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział XXII

On:

Snuł się uliczkami Rzeszowa i nie wiedział co ma z sobą zrobić. Najrozsądniej byłoby wrócić do Włoch, ale od kiedy zachowywał się rozsądnie? Łzy lały mu się po policzkach i nadal nie docierała do niego prawda.
Stracił ją. Na zawsze. Umarła. Przez niego. Przymknął oczy, żeby nie wybuchnąć. Najpierw stracił narzeczoną, a potem jak już myślał, że Lena jest tą jedyną, był pewny, że chce z nią dzielić życie odeszła.
Rozdzwonił się jego telefon.
-Halo?- odebrał nie patrząc na wyświetlacz.
-Bartek i jak?- to był Ivan.
-Nigdy już z nią nie będę- szepnął.
-Nie poddawaj się, masz jeszcze dwa dni- chciał go pocieszyć.
-Ivan tu nie o to chodzi! Lena nie żyje- na ostatnim wyrazie głos mu zadrżał.
-Co?- atakujący nie dowierzał- Bartek, przykro mi.
-Nie potrzebuję litości- powiedział i rozłączył się.

Ona:

Szpital zapewnił jej spotkanie z psychologiem choć nie rozumiała po co. Już podjęła decyzję. Poświęci się dla swojego dziecka. Urodzi je i umrze wiedząc, że Maciek się nim dobrze zajmie.
Kalandyk nadal nie pogodził się z jej decyzją. Przy każdej możliwej okazji przekonywał ją, żeby zmieniła zdanie i poddała się aborcji, ale nie mogła się na to zgodzić. Nie umiałaby żyć z myślą, że zamordowała własne dziecko.
-Maciek zrozum mnie. To moje dziecko, nie mogę go zabić.
-Ale ona zabije ciebie. Nie przeżyjesz ciąży. Jakie to dziecko będzie miało życie bez matki i ojca? Bo nie powiesz Bartkowi o nim?- chciał się upewnić.
-Nie. Nigdy się nie dowie, że zaszłam z nim w ciąże.
-Jak mówiłem dziecko nie będzie miało rodziców.
-Wierzę, że ty się nim odpowiednio zajmiesz i je pokochasz- uśmiechnęła się lekko.
-Lenka jak mam pokochać coś co mi cię zabierze?- spytał z rozpaczą.
-Maciek ja nie zmienię decyzji i dobrze o tym wiesz- w jej oczach stanęły łzy.
-Wiem- westchnął- Spróbuję zastąpić mu rodziców.
-Dziękuję- wzięła go za rękę.
Maciek musiał wyjść, bo za chwilę miała spotkanie z psychologiem. Nie miała na nie ochoty, ale wiedziała, że się nie wymiga. Po chwili do jej sali weszła kobieta koło trzydziestki, usiadła na krześle obok jej łóżka i podała jej rękę.
-Nazywam się Lidia i będę pani psychologiem.
-Lena- podała jej rękę.
-Chciałabym zadać pani kilka pytać, na które nie będzie musiała pani odpowiadać.
-Nie będzie pani wiedziała w takim razie czy odpowiedziałam.
-Nie muszę, wystarczy, że się nad nimi zastanowisz. Byłam kiedyś psychologiem policyjnym i przesłuchiwałam przestępców.
-Chce mnie pani przesłuchać jak kryminalistkę?- zdziwiła się.
-Proszę dać mi skończyć- uśmiechnęła się lekko- Przeciętny przestępca nie ma cierpliwości do odpowiadania na długą listę pytań, więc skróciłam ją do trzech.
-No dobrze. Zaczynajmy- wiedziała, że nie ma innego wyboru.
-Czego pragniesz najbardziej na świecie?
Pytanie okazało się bardzo proste. Pragnęła, żeby Kurek nigdy nie dowiedział się, że zaszła z nim w ciążę.
-Następne.
-Już pani odpowiedziała?
-Tak, wiem czego chcę.
-To musi być dla pani bardzo ważne. No dobrze, drugie pytanie. Czego boisz się najbardziej na świecie?
Że przyjmujący dowie się, że spodziewa się jego dziecka. Wtedy na pewno nie dałby jej spokoju, a ona nie chciała go widzieć.
-Już.
-Ostatnie pytanie jest związanie z pierwszym. Czy jeśli to osiągniesz uczyni cię to lepszym człowiekiem?
Zesztywniała i gwałtownie wciągnęła powietrze. Odwróciła wzrok. Nie chciał o tym myśleć. Wiedziała, że nie było to fair wobec Kurka, ale on też nie postąpił z nią uczciwie. Okłamywał ją, że ją kocha, nie powiedział o zmarłej narzeczonej, o tym, że ona dostała jej serce, że dlatego chce z nią być.
Czy to uczyni ją lepszą? Zamknęła na moment oczy. To nie miało znaczenia. Zasłużył sobie na to i nie zamierzała zmieniać zdania.
Ta decyzja dawała jej siłę. Jak tylko przychodziła myśl, że może umrzeć od razu myślała o Bartku, o tym, że to dla niego idealna kara. Nigdy nie dowie się o swoim dziecku, a także straci ją, a właściwie serce zmarłej narzeczonej, na którym mu zależało.
Czy to uczyni ją lepszą? Z jęknięciem przyjęła tę wiadomość do siebie. Nie.
-Chyba to koniec spotkania na dziś- szepnęła.
-Tak. Następnym razem … - zaczęła kobieta, ale jej przerwała.
-Nie- pokręciła głową- Nie będzie następnego razu. Nie potrzebuję psychologa.
Kobieta westchnęła i opuściła jej salę. Oparła się i znów przymknęła oczy. Nie mogła zmienić decyzji.

On:

Czuł, że coś mu umyka. Nadal nie mógł uwierzyć, że Leny już nie ma. Jakaś jego cząstka buntowała się przeciw tej myśli. Wrócił pod szpital i zauważył Maćka, który właśnie go opuszczał. Gdy podszedł bliżej zobaczył, że chłopak miał policzki mokre od łez. Wtedy Kalandyk go zauważył, a jego oczy miotały błyskawice.
-Co ty tu jeszcze robisz?- warknął.
-Chce ją zobaczyć, ten ostatni raz.
-Nie! Nie masz prawa! Wracaj do tych swoich Włoch i nie waż się pojawiać nawet na pogrzebie. Ona by tego nie chciała.
-Skąd wiesz co ona by chciał?- teraz też się wkurzył.
-Znałem ją o wiele dłużej niż ty.
-Ja ją kochałem.
-Ja też! Wynoś się stąd- powiedział i zawrócił do szpitala.
Wiedział, że jeśli Maciek tam jest to niczego się nie dowie. Musiał poczekać aż opuści budynek. Siedział na ławce dość długo i obserwował wejście do szpitala. Zastanawiał się czemu chłopak tak długo tam przesiaduje skoro Lena nie żyje.
Gdy zobaczył Kalandyka wstał i schował się. Odprowadził go wzrokiem do samochodu, a potem szybko wszedł do budynku. W recepcji siedziała młoda pielęgniarka.
-Przepraszam- zwrócił się do niej.
-Tak?- spojrzała na niego.
-Chciałbym zobaczyć Lenę Wójcik.
-Ach tak- zmienił jej się wyraz twarzy- Pan Bartosz Kurek?
-Tak- zdziwił się, że kobieta o to pyta.

No to mamy kolejny. Mam nadzieję, że się wam podoba.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ